W Wyzimie by³a noc. Ka¿dy, kto mia³ olej w g³owie nie wychodzi³ z domu po zmroku. Na ulicach szala³y wampiry, nie trudno by³o te¿ dostaæ od kogo¶ w skórê. Wszyscy rozs±dni albo spali, albo siedzieli w karczmach. Po zmroku na ulicach zostawali tylko odszczepieñcy, stra¿ i dziwki. I ci, którzy nie bali siê spojrzeæ w oczy ¶mierci. A po ostatnim powstaniu nieludzi nietrudno by³o postradaæ ¿ycie w ciemnych zau³kach stolicy Temerii, gdzie panoszy³y siê pozosta³o¶ci po ostatnich eksperymentach Salamandry i ró¿nego rodzaju szajki. A najgro¼niejsi byli Czarni.
Na niepokoju zyskiwali handlarze, namno¿y³o siê te¿ tawern i karczm, gdzie przy kuflu piwa mo¿na by³o zapomnieæ o ponurej codzienno¶ci. A najbardziej zyska³a na tym nowo otwarta ober¿a 'Pod Chimer±' w Wyzimie Handlowej. We wnêtrzu zawsze mo¿na by³o pos³uchaæ ¶piewu barda, obiæ kilka ryjów albo podziwiaæ wdziêki kelnerek. W 'Chimerze' jak zwykle by³o t³oczno. Mieszczanie siedzieli przy stolikach racz±c siê alkoholem. Pod ¶cian± dwóch æpunów wci±ga³o fisstech, równie¿ dostêpny w karczmie. Jest popyt, jest poda¿. Na prowizorycznej arenie walczy³o zaciekle dwóch obwiesi. Trzy krasnoludy i gnom r¿nêli w karty, racz±c siê niezbyt wyszukan± wódk± i jeszcze mniej wyszukanymi przekleñstwami, a zmagania obserwowa³o kilku kibiców. Wszêdzie starano siê zdobyæ jakiekolwiek miejsce. Tylko przy jednym stole by³o lu¼no, ale wygl±d dwóch siedz±cych tam ludzi sugerowa³, ¿e dosiadanie siê to nie jest najlepszy pomys³. A jeszcze bardziej sugerowa³y to ich czarne p³aszcze. Jeden by³ wysoki, szczup³y, nosi³ krótkie ciemne w³osy, nie wygl±da³ na wojownika ale mimo to ma³o kto mia³by odwagê go zaczepiæ. A na tych nielicznych ciemnow³osy mia³ zerrikañski sztylet przypiêty do pasa. Za to drugi, ni¿szy, nosi³ na plecach dwa d³ugie miecze i wygl±da³ na typowego rêbaj³ê. Sprawia³ wra¿enie nieco ospa³ego, ale jedno spojrzenie w jego kocie oczy starcza³o, aby siê tego wra¿enia wyzbyæ. Ci dwaj wyra¼nie na co¶ czekali. Inni bywalcy karczmy czekali, a¿ sobie pójd±. A w tym oczekiwaniu niew±tpliwie pomaga³y im rozmaite trunki serwowane przez kelnerki. Mimo obecno¶ci Czarnych, nadal by³o g³o¶no; sami Czarni nie zwracali na to uwagi, nawet wydawa³o siê, ¿e by³o to im na rêkê. Wraz z up³ywem czasu byli coraz bardziej zaniepokojeni. A¿ w koñcu wyszli, a ca³a klientela odetchnê³a. Bo zadawanie siê z Czarnymi mog³o zaprowadziæ prost± drog± na szafot.
Tymczasem w Wyzimie Klasztornej przed oddzia³em stra¿y ucieka³ w stronê grobli inny zamaskowany osobnik. By³ ¶redniego wzrostu, niezbyt silny, ale porusza³ siê p³ynnie i szybko. Twarz skrywa³ kaptur. Czarny p³aszcz dos³ownie zlewa³ jego postaæ z mrokami wyzimskiej nocy. Gna³, ile mia³ si³ w nogach. Wiedzia³ ¿e sam nie ma szans z dwunastoosobowym oddzia³em. Nie móg³ te¿ liczyæ na ³askê. Nie po tym, co zrobi³. Wypu¶ci³ za siebie na o¶lep jeden piorun. Nie by³o czasu na potê¿niejsze zaklêcia, za to ten jeden czar móg³ na chwilê spowolniæ po¶cig. Jêk z ty³u by³ dowodem na to, ¿e siê uda³o. Trzech stra¿ników zosta³o przy rannym. Rav, bo tak siê zwa³ uciekinier, wiedzia³, ¿e mê¿czyzna prze¿yje, i ¿e nic powa¿nego mu siê nie stanie. Ale magia zrobi³a swoje. Pozosta³a ósemka goni³a go z trochê mniejszym zapa³em, chocia¿ perspektywa dwóch tysiêcy orenów za g³owê uciekiniera kusi³a. Rav zyska³ kilka cennych chwil, i biegiem wpad³ przez bramê na groblê. Mia³ pecha. Potkn±³ siê na tym ostatnim odcinku drogi do chwilowo bezpiecznej kryjówki w Starej Wyzimie. By³ ju¿ przy bramie! Tymczasem dowódca po¶cigu pochyli³ siê nad nim. Mieli go. Walka nie mia³a sensu. Musia³ czekaæ na lepsz± okazjê do ucieczki.
-Pójdziesz z nami, kochasiu. Za te b³yskanie dostanie ci siê dodatkowo.
-Zobaczymy.
-Zobaczymy jak ci Foltest zgotuje ka¼nie, jak bêdziesz wtedy pyskowaæ! Braæ go!
-Zabawa bêdzie przednia, dajê s³owo, ale przyjdzie wam poczekaæ.
G³os Rava by³ zimny, beznamiêtny. Pewny. Dowódca by³ pe³en obaw. Czarni pewnie byli w drodze... Najwa¿niejsze, to szybko dostarczyæ wiê¼nia do lochu. Okrucieñstwo Czarnych by³o tak powszechnie znane, jak to, ¿e nigdy nie zabijali niewinnych.
-No ju¿, wstawaj! Bo podejdê i ci pomogê!
-No dobrze ju¿, nie ucieknê przecie¿.
-Bo takich jak ty wszystkiego siê mo¿na spodziewaæ, le¼¿e!
Szybkim korkiem udali siê do loszku. Stra¿nicy byli wyra¼nie niepewni. O to chodzi³o Ravowi. Ci prostacy przestrasz± siê ka¿dego szumu,a wtedy zwieje. W³a¶nie przeszli przez bramê, znowu byli w Klasztornej Wyzimie. Nagle cienie po obu stronach drogi siê poruszy³y. Wiêzieñ zauwa¿y³ pierwszy, stra¿nicy chwilê po nim. Czarni. Jeden po prawej, i jeden po lewej. Wy¿szy spokojnie obserwowa³ rozwój wydarzeñ, wiedzia³, ¿e Rav da sobie radê. Drugi, ni¿szy ale wyra¼nie silniejszy, ju¿ doby³ miecza.
-Spierdalamy! - rzuci³ który¶ ze stra¿ników, a ta prosta sugestia wyra¼nie siê spodoba³a.
Woko³o wiê¼nia zosta³o czterech przestraszonych stra¿ników, on tymczasem rzuci³ od razu wzmocnion± wersjê wied¼miñskiego Aarda; szybko i skutecznie. Pozosta³ymi stra¿nikami zarzuci³o, dwaj rzuceni o ¶cianê padli og³uszeni, jeden wpad³ do pobliskich ¶cieków. Jednego przytomnego og³uszy³ g³owi± swojego miecza wied¼min.
-£adnie, sprawnie i czysto. A teraz pójd¼my za rad± tamtego stra¿nika - zaproponowa³ wy¿szy.
Chc±c zmyliæ ewentualne po¶cigi poszli przez dzielnicê nieludzi. W±tpliwe, ¿eby po takim przedstawieniu kto¶ chcia³ ich ¶cigaæ, ale ostro¿no¶æ nie zawadzi. Jaki¶ elf wyjrza³ przez okno i zobaczy³ trzy cienie id±ce ulic±.
-Dhu Hanse!
Trzy czarne kontury na tle nocy nie zwróci³y na to uwagi. Po³±czy³o ich jedno-nie patrzyli wstecz, chcieli kreowaæ przysz³o¶æ nie bacz±c na swoj± przesz³o¶æ. Byli przyzwyczajeni do takich powitañ. Rozp³ynêli siê w ciemno¶ci, a przepe³niony strachem okrzyk jeszcze d³ugo rozbrzmiewa³ w ciszy ¶pi±cego miasta.
Offline